Pisałam Wam już kiedyś o moim kocie, prawda ?
Otóż... Jego już niema :( To takie niesprawiedliwe !
On był dla mnie najważniejszy, kochałam go jak nigdy nikogo.
On nauczył mnie prawdziwej, bezwarunkowej miłości, nauczył, że trzeba dawać nie patrząc na to czy ktoś nam się odpłaci.
Odszedł... bo moi powaleni sąsiedzi trutkę rozsypują...
Wczoraj minęły 2 tygodnie, od dnia w którym ostatni raz widziałam go żywego, ostatni raz go głaskałam, przytulałam, ostatni raz prosił o jedzenie swoim urokliwym mrriau.
Teraz płaczę, płaczę na widok jego ulubionego miśka, którego nosił w zębach po domu, spał z nim.
Płaczę na widok tranu stojącego w kuchni, który on tak uwielbiał, mógł zrobić za niego wszystko, a zdążył go wypić tak niewiele...
Płaczę na widok jego smakołyków, których zostało tak dużo...
Płaczę na widok jego sierści na bluzkach, spodniach...
Płaczę na widok prawie całkiem obgryzionego przez niego pudełka...
Płaczę po nocach, bo on zawsze ze mną spał...
Naprawdę trudno jest stracic najlepszego przyjaciela, ukochaną osobę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz